Nie jest łatwo tworzyć ciekawego bloga, z niezłym tekstem i inspirującym
przesłaniem. Takiego fajnego, który będzie przyciągał czytelników nie tylko
jednorazowo ale tak, żeby zostali na dłużej i ochoczo sprawdzali czy nie pojawiło
się u nas nic nowego. Łatwiej mają ludzie z pasją, którzy na stronach sprzedają
nam swoje hobby, w końcu mają o czym opowiadać. Niestety, nie należę do tych
osób. Niewyobrażalnie trudno jest pisać bloga o niczym, a raczej starać się.
Każdy dzień to poszukiwanie ciekawego tematu i
chociaż ta strona powstała abyśmy mogły komentować to co nas bawi i
denerwuje to okazuje się, że takich rzeczy wcale nie ma wiele. Tragedia,
dlatego właśnie nie popieram spontanicznych decyzji. Teraz jednak należy
wywiązać się ze zobowiązań, a w tym miesiącu jeszcze nic nie napisałam!
Przed chwilą myjąc włosy wpadłam na ciekawy temat, w głowie
ułożyłam sobie tekst i uradowana spokojnie dokończyłam. Niestety jak to z
łazienkowym geniuszem bywa zapomniałam o wszystkim od razu po opuszczeniu
pomieszczenia. Na szczęście pojawiło się coś nowego, nie tak fajnego ale coś co
na dzień dzisiejszy okropnie mnie denerwuje. Historia zaczęła się kiedy
stwierdziłam, że nawet w zimie fajnie byłoby założyć spódniczkę. Na moje
nieszczęście zamarzyły mi się nowe, pasujące nie tylko do spodni buty. Mówię
nieszczęście bo na świecie nie ma ładnych butów w przystępnej cenie. Nie
oczekuję wiele, tylko pary ładnych i dość solidnych kozaków/botków! Ponoć jak
czegoś bardzo chcemy to wszechświat robi wszystko aby nam to ułatwić, a więc
chcę i czekam, a przy tym zadaję sobie pytanie: czy tylko ja mam ten problem?!
Pocieszenie nadeszło w drodze do szkoły: nie tylko ja nie mogę patrzeć na niektóre buty, niektórzy w rozpaczy wyrzucają je przez okna... samochodów... pędzących. ;)